niedziela, 14 lutego 2010

koszulawkratę.

siedziała na pomoście. słońce akurat chowało się za drzewami. woda delikatnie muskała co jakiś czas jej stopy. resztki słonecznych promieni oświetlały jej twarz. w dłoni ściskała bukiecik z polnych kwiatów.
- Val, tu jesteś - odezwał się głos zza jej pleców. - wszędzie Cię szukałem.
odwróciła się. to był on. uśmiechnęła się do niego, ale nie odezwała się ani słowem.
przysiadł się do niej. jego stopy całkowicie zanurzyły się w wodzie. znowu puściła do niego uśmiech. zaczęła poprawiać bukiecik. wyciągnęła rękę z kwiatami w jego stronę. przyjął od niej prezent. jego ręka skierowała się ku jej brzuchowi. miała na sobie koszulę w kratkę zasłaniającą tylko jej piersi. zaczął ją delikatnie gładzić. położyła się. on zaś nabrał trochę wody i polał jej brzuch. krople spływały powoli po jej biodrach. wzdrygnęła się, było jej przyjemnie. przybliżył się do niej, zaczął układać na niej kwiaty, które przed chwilą dostał w prezencie. oparł głowę o jej brzuch.
było jej dobrze, nie miała zamiaru się nigdzie ruszać. było jej tu najlepiej w życiu.

poniedziałek, 8 lutego 2010

ulicznyświat.

siedziała na schodach prowadzących do jakiejś ruiny. powoli sączyła z butelki tanie wino. ubrana była w wytarte jeansy i starą bluzę. wiedziała, że raz na jakiś czas musi się odstresować, uciec od tego ciągłego wyścigu szczurów. wyciągnęła z kieszeni pogiętego jointa. spróbowała go lekko uformować (co niezbyt jej wyszło), zapaliła go i zaciągnęła się. podziwiała cały świat, który ją w danej chwili otaczał. pod jedną z latarni stała skąpo ubrana i dość mocno umalowana dziewczyna. nagle podjechało czarne bmw, dało się słyszeć cichą rozmowę, następnie trzask drzwi i pisk opon. dziewczyny już nie było. "dziwka" pomyślała.
po drugiej stronie chodnika zauważyła żwawo maszerującą, dość wulgarną grupkę młodzieży, która znikła zaraz za pierwszym zakrętem.
z oddali słychać było latynoskie rytmy z lokalnej dyskoteki. 
usłyszała kroki, które nagle ustały. zapadło milczenie.
- ja skądś panią znam - rzekł nieznajomy.
- nie... na pewno nie, chyba pan mnie z kimś pomylił - odparła ściszonym głosem.
wstała i nie ukazując twarzy powlokła się, zaciągając się co jakiś czas jointem. "już nigdzie nie da się wyjść, wszędzie cię znajdą. pieprzeni ludzie." dodała w myślach.
szła jedną z parkowych alejek. co chwila mijały ją grupki rozchichotanych dziewczyn, które pewnie zamierzały udać się do pobliskiej dyskoteki. na ławce siedziała jakaś całująca się nawzajem para. nieco dalej, na trawniku, przesiadywał tutejszy pijak, wygłaszający swoje pijackie mądrości i sentencje życiowe.
lubiła to, lubiła tak uciec od swojego życia i zajrzeć w rzeczywistość. poczuć prawdziwy świat, pełen alkoholu, zioła i ulicznych dziwek.

niedziela, 7 lutego 2010

pokójtrzystacztery.

ubrana była w czarną, uwydatniającą jej kształty, sukienkę. na rękach miała czarne rękawiczki. on miał na sobie jasne jeansy, sztruksową marynarkę w kolorze kawy z mlekiem i szeroko rozpiętą, białą koszulę.
weszli do pokoju trzysta cztery. delikatnie zamknął drzwi. stanęli na środku pokoju, zaczęli się rozglądać. on poszedł po szampana, zaś ona położyła się na łóżku, zdejmując czarne szpilki.
pokój rozjaśniał jedynie płomień z kominka. oboje sączyli powoli szampana z kieliszków, wsłuchując się w trzaski ognia.
delikatnie zsunął rękawiczkę z jej dłoni. to samo zrobił z drugą. jedno z ramiączek sukienki opadło nieco niżej, ukazując jej pierś. wstali. wtedy osunęło się drugie ramiączko, co spowodowało ukazanie się całego jej ciała. podeszła do niego. zdjęła marynarkę i rzuciła ją na łóżko. rozpięła koszulę, zdjęła ją i także rzuciła na łóżko. powoli położyli się na skórze leżącej przy kominku. delikatnie studiował dłonią jej ciało. piersi, brzuch, uda, stopy.
- wysłuchaj swojego ciała - szepnął jej do ucha. - wczuj się w jego rytm.
czuła podniecenie. wyczuwała w środku mocne pulsowanie. zaczęła się wić, czuła go każdym milimetrem swojej skóry, czuła jego dłoń muskającą jej pośladki. robiła to, co kazała jego ręka. tańczyła, chciała go czuć cały czas.
w końcu bezsilnie opadła na podłogę. on wstał, ubrał się i wyszedł.
zasnęła.